NiebieskiArek
Administrator
Dołączył: 11 Gru 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kosów Lacki Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:53, 16 Gru 2010 Temat postu: Ciekawostka-Prawdziwa historia zespołu Ich Troje. |
|
|
Początki zespołu sięgają lat 70. Swoją drogą, kto by się spodziewał, że Michał Wiśniewski zrobi taką karierę dopiero wraz z nadejściem XXI wieku i to wskutek odcięcia się od muzyki, którą grał wcześniej?
My, najwierniejsi fani, kibicujemy Michałowi już od lat, bez względu na to, jaką muzykę gra obecnie (przez szacunek dla starych nagrań). Jesteśmy mu wdzięczni za to, czego dokonał w polskiej muzyce heavymetalowej lat 80. Nawet jeżeli obecnie Michał nie przyznaje się do starych płyt, a "prawdziwi" fani zespołu myślą, że pierwszą płytą Wiśniewskiego był "Intro" z 1996 (Wiśniewski kłamie). Tak naprawdę początków grupy można poszukiwać u schyłku lat 70. w szarych dzielnicach Łodzi.
W marcu 1977 roku na scenę niewielkiego klubu "Przędzalnia" wszedł zespół Wally Gator Tusk 88, którego liderem był śpiewający gitarzysta Jacek Łągwa.
Ten przesympatyczny kurdupel nie był wówczas tak milutkim okularnikiem jak dziś (wtedy jego sąsiedzi skarżyli się na odór zdechłych bażantów dobiegający z jego mieszkania, czarne msze, a także na ciągłe libacje połączone z uderzaniem płaską dłonią w nos i głośnym kichaniem po nocach). W grze Jacka było coś niesamowitego. Jakaś niepokojąca siła, nieznana jeszcze dobrze w PRL schyłku lat 70. To, co wydobywał ze swojego sześciostrunowego Fendera Stratocastera nie było słodziutkimi akordami a la Seweryn Krajewski - łapa Jacka śmigała szybko po gryfie gitary niczym mucha uwięziona w słoiku po musztardzie. Jacek wydobywał gęste riffy gitarowe, które wzbogacał efektem "kwiku". Muzyka Wally Gator Tusk 88 przypominała brzmieniem zespół Judas Priest (Wally Gatory grały zresztą wówczas cover Judasów pt. Exciter). Wally Gatory zaczęły szybko zdobywać lokalną popularność. Jednak okazało się, że tuż obok wyrosła im konkurencja - w postaci zespołu Red Żyguli. Technicznie gitarzyści tego zespołu nie byli tak sprawni jak Jacek Łągwa, ale atutem zespołu był wokalista charakteryzujący się donośnym głosem i złowieszczą chrypką - Michał Tormentor (prawdziwe nazwisko: Wiśniewski). Początkowo zespoły nienawidziły się i konkurowały ze sobą. Jednak w 1979 roku podczas wspólnej libacji Tormentor i Jacek "Krwawy Placek" Łągwa (Jacek instruował Michała jak szybko zwymiotować poranną kaszankę) postanowili połączyć siły i z najlepszych muzyków z ich zespołów stworzyć jeden. W 1979 założyli zespół Ich Troje (nazwa powstała na cześć trzech wysłańców Lucyfera - Graga, Fughona i Uga, którzy według podań babilońskich mieli dokonać rzezi miasta Babilon w 2654 r. p.n.e.- do tego motywu nawiąże później okładka pierwszej płyty zespołu). Pogłoski, jakoby nazwa Ich Troje pochodziła od trzyosobowego składu zespołu, są fałszywe. Po pierwsze, gdyby tak było, zespół nazywałby się Nas Troje.
Po drugie, w momencie pojawienia się nazwy, zespół był kwartetem. W 1979 skład wyglądał następująco: Michał "Tormentor" Wiśniewski - śpiew; Jacek "Krwawy Placek" Łągwa - gitary, śpiew; Włodzimierz Pyton - gitara basowa i Dominik "Kanibal" Kuleczka - perkusja. W 1980 udało im się podpisać kontrakt płytowy i nagrać debiutancki album, który ukazał się w styczniu 1981 roku i nazywał się po prostu "Ich Troje". Okładka przedstawiała trzech groźnie wyglądających oprawców w trakcie dokonywania rzezi miasta Babilon. Muzyka była równie dzika - pierwszy utwór na płycie zatytułowany "Niespodziewane wynurzenie hipopotama" zaczyna się nagle i od szybkiej solówki pod szybką sekcję rytmiczną.
"Nagłe wynurzenie hipopotama/ dziś nie zdąży dobiec mama! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!" - wrzeszczy Michał Wiśniewski dając dowód swoim niesamowitym zdolnościom wokalnym, a Jacek Łągwa bawi się riffami gitarowymi niczym przekwitająca sprzedawczyni sklepu z nabiałem krojąca szczypior tasakiem. Na debiutanckiej płycie uwagę przyciągają jeszcze kompozycje: "Pod lodem tukany milkną" oraz 12-minutowa metalowa suita - "Cieć od siedmiu kłódek" (prawdopodobnie stanowiąca inspirację dla "Keeper of the seven keys" grupy Helloween). Płyta była ostra i wśród fanów metalu została ciepło przyjęta. Wkrótce zespół ruszył w trasę koncertowa poprzedzając występy Turbo i wschodzącej gwiazdy metalu z Nowego Targu - Golec uOrkiestry (promującej wtedy swój debiut "Accept My Holy Sword"). Zachęceni ciepłym przyjęciem "trojacy" weszli do Thundersword Studios w Łodzi i zarejestrowali swój drugi album - "Czerwona szyja" (1982). Wszystkie teksty na płycie opowiadają o "klemensach" (dla niewtajemniczonych - bardzo modne w czasach przedszkola i we wczesnej podstawówce walenie "z liścia" w tył szyi ze skutkiem czerwonego obrzęku utrzymującego się nawet do kilku dni). Najlepsze utwory na tej płycie to "Klemens, klemens (witamy w szkole)", "Atak z liścia", "Spuchnięte noce" i "Nie odwracaj się tyłem podczas przerwy". Michał Wiśniewski przyznał po latach, że teksty tej płyty zawierały liczne wątki autobiograficzne. Po premierze płyty zespół wyruszył w trasę po całej Polsce. Od tego momentu wśród fanów zespołu powstała moda na okładanie się po szyjach podczas granego pod koniec każdego koncertu klasyka - "Klemens, klemens (witamy w szkole)". W 1983 światło dzienne ujrzała trzecia płyta zespołu pt. "A po trzecie...Metal!" będąca kwintesencją heavy metalu lat 80. Płytę tak dojrzałą stylistycznie i doskonałą technicznie śmiało można postawić obok płyt Manowar, Accept, Golec uOrkiestra, Metal Church czy też wczesnego surowego Manaamu. Płytę otwiera odgłos gwiżdżącego czajnika, po czym słychać opętańczy wrzask Wiśniewskiego i jednoczesny gęsty riff gitarowy Łągwy. Za chwilę wchodzi bas i perkusja robiąc maidenowskie "patataj". Wspomniany utwór to klasyk dla fanów wczesnych "trojaków". Nazywa się "Herbatka z Szatanem" i jest nie lada artystycznym wyzwaniem dla wszystkich zespołów. Kawałek ten był zawsze grany na koncertach, aż do 1994 roku. Doskonałe utwory z tej płyty, które również zasługują na uwagę to: "Będziesz miał zakola", "Umrzesz nim wykonasz przysiad" i "Połóż arbuz na katapulcie". Podczas trasy koncertowej, kiedy zespół odwiedził Bułgarię i NRD, w Berlinie na zachód przedostał się przez mur Dominik "Kanibal" Kuleczka (był pijany ciepłą żołądkową popijaną kwasem chlebowym). Trzeba było sobie poszukać nowego i pewniejszego perkusisty, którym został syn sekretarza wojewódzkiego - Herkules Padaczka. W 1984 roku ukazała się kolejna płyta pt. "Rycerze, smoki i fabryki" opowiadająca o historii średniowiecznej Łodzi. Michał nie dał sobie przetłumaczyć, że Łódź założono dopiero w XIX wieku, gdyż twierdził, że znalazł w średniowiecznej kronice następujący zapis: "Zawisza, w obliczu przeważających nad rzeką sił nieprzyjaciela, zawołał do towarzyszy: Prędko! Chodu! Uciekajmy do Łodzi". Płyta opowiada głównie o obronie zamku Łódź przed wojskami amerykańskimi, które chciały usunąć miłościwie panującego Władysława Jagiełłę. Takie utwory jak "Kusza zagłady", "Balista zrobi szaszłyk" czy "Przekształcimy was w parmezan" naprawdę kopią w ucho. Trasa koncertowa obfitowała w bogaty show. Zespołowi towarzyszyli na scenie rycerze, tekturowe smoki, fajerwerki, pontony w kształcie hipopotamów, groteskowo zniekształcone dzieci tańczące "karuzelę" i robiące "pociąg". Wtedy też, wzorem Iron Maiden, na scenie zaczęła pojawiać się maskotka zespołu - 6-metrowy, napędzany azotem tapir Bronisław. W trakcie trasy Michał i Jacek zostali aresztowani za walenie się otwartą po nosie i kichanie zakłócające spokój radomskiego hotelu. Bogaty wystrój sceniczny był zwiastunem dzisiejszych występów "trojersów". Trasa została udokumentowana płytą live z 1985 roku pt. "Nie gwałcić pianisty! Nie mamy pianisty! - No sleep till Bydgoszcz 1985".
Po 1985 roku Ich Troje, podobnie jak wiele zespołów w tych czasach, uległo fali amerykańskiego pudel-metalu. To wtedy właśnie złagodzono brzmienie na bardziej hardrockowe, a Michał zrezygnował z ksywki Tormentor i pofarbował sobie włosy na czerwono (oczywiście wtedy miał krótko z przodu, dłuższą miotłę z tyłu i wąsik a la filmowy amancik z lat 30.). Chłopaki używali tez dużo pudru. Do zespołu dołączył nowy członek, klawiszowiec, którym była kobieta - Magda "Femme Fatale" Femme.
W tym składzie zespół nagrał softmetalową płytę "Harce na fujarce" (1986), której okładka szybciutko została ocenzurowana. Brzmieniem zespół podchodził pod Whitesnake i Bon Jovi. Najbardziej znane utwory to "Miłość nie zawsze puka, ale pukać można bez miłości", "Szarlotka z bananem", czy też wzruszająca ballada "Dałaś mi jedenastocyfrowy numer swojego telefonu komórkowego i znów jestem sam". Podczas trasy koncertowej promującej tę płytę Michał poznał swoją przyszłą żonę Martę (wielką fankę Bon Jovi i Whitesnake), która wraz z koleżankami wdarła się za kulisy. Następną płytą "Hail To Licealistkies" z 1988 roku zespół kontynuował softmetalowy styl. Płyta została nagrana po angielsku w celu podbicia zagranicznej publiczności. W miarę znanymi utworami z tej płyty były wówczas "Sweet 13", "Prettiest Schoolgirl In All Bytom" a także "You are woman so i will buy you a drink". Następne dokonania zespołu zszokowały publiczność. Zespół zaczął eksperymentować wówczas z nowym stylem, nazwanym później black metalem. Do grania takiej muzyki skłoniły Wiśniewskiego długie jesienne spacery po lasach. Image zespołu nieco się zmienił. Różowy makijaż zastąpiono blackowym. Magda Femme ufarbowała włosy na czarno. W celu znalezienia inspiracji zespół wynajął studio w leśniczówce na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Tam też zamieszkali. Płyta była dopieszczana dość długo i światło dzienne ujrzała w styczniu 1991 roku. Nosiła tytuł "Przepiękny krajobraz Lubiczyna widziany mrocznymi oczami łypiącymi zza zamglonych krzaków oblazłych żywicą". Brzmienie zdominowały patetyczne klawisze Magdy Femme, sieczka perkusyjna oraz niezrozumiałe wrzaski Wiśniewskiego opisujące piękno przyrody i plusy pogaństwa. W celu pogłębiania blackmetalowej wiedzy zespół zamieszkał w lesie. Jednak szybko wymiękli Włodzimierz Pyton i Herkules Padaczka (podobno Wiśniewski co noc robił śpiącym głośne "Bu!!!" po powrocie ze spaceru o 2.00 nad ranem). Sekcja rytmiczna opuściła zespół. Zostało ich trzech: Wiśniewski, Łągwa i Femme. W 1993 ukazała się kolejna blackmetalowa produkcja zespołu pt. "Kiedy umrę, moja dusza przeprawi się przez niewielką rzeczkę Piwonię, a potem poleci w gęstwinę pogańskiego lasu przyłapując gajowego na dłubaniu w nosie". Muzycznie to non stop szybka perkusja puszczona z automatu, nastrojowe syntezatory, spłaszczone brzmienie gitary i wrzaski Wiśniewskiego, który właściwie nie śpiewa tylko deklamuje, np. "Bwrullagath! Zabierz mnie stąd! Niech dostąpię zaszczytu dokonania zemsty na świecie, w którym spacerujące po lesie harcerskie wycieczki pokazują mnie palcem i szydzą! Niech poczują mój dwuręczny miecz! Niczym szop pracz szczęki rozsierdzonego koguta!" recytuje Michał w utworze "Medytacja w zagajniku". W 1994 roku stał się wypadek. Michał Wiśniewski podczas rutynowego biegania w makijażu po lesie, został poturbowany przez dzika w depresji poporodowej. Wylądował w szpitalu z przetrąconą kością ogonową i powyłamywanymi palcami serdecznymi. Dlatego też las trzeba było opuścić. W 1995 Michał ogłosił, że zespół nagrywa nową płytę. Tym razem w Łodzi. Fani byli bardzo ciekawi, jak będzie brzmiało Ich Troje. Były spekulacje, że nie będą już grać black metalu, gdyż opuścili las. Niektórzy prognozowali bardziej powermetalową płytę. Wreszcie jesienią 1996 roku po długim oczekiwaniu ukazał się album o dziwnie brzmiącym tytule "Intro".
Na okładce znaleźli się muzycy zespołu. Ich wygląd był jakiś dziwnie ugrzeczniony, aczkolwiek brama za plecami muzyków mogła nasuwać blackmetalowe skojarzenia. Jednak po przesłuchaniu pierwszego utworu wszystkim dotychczasowym fanom opadły kopary. Pamiętam ten ponury wrześniowy dzień 1996 roku, kiedy pomyślałem, że to koniec świata! Ich Troje grali pop! Pomyślałem, że to jakiś przewrotny żart Michała "Tormentora" Wiśniewskiego. Jednak zaniepokoiła mnie grzeczna fryzurka i okularki Jacka Łągwy i wywiady, których zespół udzielał w mediach. Wiśniewski powiedział, że "Intro" to ich debiutancki album. Czy ten dzik nie za mocno go czasem poturbował? W grudniu 1996 pojechałem na ich koncert w Łodzi. Przez cały koncert nie usłyszałem ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu ani jednego starego utworu! Kiedy oczekując na zwyczajowo kończące koncert "Klemens, Klemens (witamy w szkole)" zaczęliśmy z kolegą zwyczajowo okładać ludzi z liścia po szyjach, zostaliśmy wyprowadzeni z koncertu przez ochronę!
To był ostatni koncert "Trojersów", na którym byłem. Kupiłem jeszcze dwie następne płyty mając nadzieję, że wszystko powróci do normy. Tak się nie stało. Kiedy w 2002 usłyszałem popowy "hicior" "Powiedz" zrozumiałem, że zespół naprawdę odciął się od swoich starych nagrań. Kiedyś przypadkowo spotkałem Wiśniewskiego na deptaku w Międzyzdrojach. Zapytałem "Michał, co z metalem, co z pierwszymi fanami? Co z tapirem Bronisławem?". Odpowiedział mi "Nie wiem, o czym pan mówi", po czym odwrócił się i poszedł. Jednak od tyłu widziałem jego dłuższe włosy przywodzące najlepsze czasy machania głową na ich koncertach w latach 80. i nadzieję na ich powrót. Obecnie krążą plotki, że "trojacy" siedzą w studiu z nową wokalistką. Nie wiemy, jak będzie brzmiała nowa płyta, ale muszę przyznać, że serce zabiło mi mocniej, kiedy dotarł do mnie przeciek, że tytuł powstającej płyty ma podobno brzmieć "Return To Steel". Wracaj do korzeni Michał!
Post został pochwalony 0 razy
|
|