NiebieskiArek
Administrator
Dołączył: 11 Gru 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kosów Lacki Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:46, 23 Gru 2013 Temat postu: PRZEMILCZANI BOHATEROWIE TREBLINKI |
|
|
PRZEMILCZANI BOHATEROWIE TREBLINKI
Arbeitslager Treblinka, SS-Sonderkommando Treblinka, Vernichtungslager Treblinka – wymiennie stosowane nazwy kompleksu dwóch niemieckich obozów, pracy i zagłady, istniejących w latach 1941-1944/1942-1943 w lasach nad Bugiem, wzdłuż linii kolejowej Siedlce – Małkinia, niedaleko wsi Poniatowo. Nazwa pochodzi od nazwy stacji kolejowej znajdującej się 6 km od obozu.
Karny obóz pracy (niem. Arbeitslager) w Treblince powstał latem 1941 roku, po ataku Niemiec na Związek Sowiecki (Operacja Barbarossa), przy istniejącej tutaj odkrywkowej kopalni żwiru. Otoczony był ogrodzeniem z drutu kolczastego. W obozie osadzeni byli zarówno Polacy, jak i Żydzi. Kierowano tu „elementy kryminalne”, a także ludność cywilną łapaną w odwecie za akcje zbrojne podziemia.
Obóz rozciągał się na 17 ha i był podzielony na dwie części: więźniarską i administracyjno-gospodarczą. Część więźniarska była dodatkowo podzielona wewnętrznie, w celu oddzielenia więźniarek, więźniów polskich i więźniów żydowskich. Nadzór nad więźniami pełniło 20 niemieckich SS - manów oraz około 100 strażników po obozie szkoleniowym SS w Trawnikach. Komendantem obozu przez cały czas jego funkcjonowania był SS-Hauptsturmführer Theodor van Eupen, adwokat.
W obozie kierownictwo sprawowali Niemcy, ochronę obozu zapewniali wachmani Ukraińcy, funkcje gospodarcze i kancelaryjne spełniali Żydzi, roboty fizyczne wykonywali Polacy. Niemców było jedenastu: kierownik obozu w randze majora, ośmiu Niemców w charakterze kierowników poszczególnych działów i dwóch żandarmów. Załoga ukraińska (wachmani wyszkoleni w Trawnikach) była stosunkowo liczna – 60 osób.
Obóz został zlikwidowany w lipcu 1944, w momencie zbliżania się Armii Czerwonej; część więźniów rozstrzelano, część przesiedlono do innych niemieckich obozów zagłady.
WYBITNI WIĘŹNIOWIE ZAMORDOWANI W TREBLINCE
Janusz Korczak – wybitny pedagog, pisarz, działacz społeczny i lekarz,
Hilel Cajtlin − pisarz i myśliciel,
Artur Gold – kompozytor, skrzypek, autor wielu przebojów,
Adolf Gancwol - Ganiewski – fotograf, siedlecki działacz społeczny,
Bruno Winawer – pisarz.
Obóz zagłady – Treblinka II powstał późną wiosną 1942 roku, w ramach Einsatz Reinhard, obok istniejącego już karnego obozu pracy. Istniał do listopada 1943 r. Pod względem liczby ofiar był to drugi – po Birkenau – obóz zagłady Żydów.
Obóz miał kształt trapezu o wymiarach 400 × 600 metrów, otoczonego dwoma rzędami ogrodzenia i zasiekami z drutu kolczastego. Wewnętrzne ogrodzenie miało 2-3 metry wysokości i było poprzetykane gałęziami po to, aby uniemożliwić wgląd z zewnątrz.
Drugie ogrodzenie – posadowione 40-50 metrów od pierwszego – przeznaczone było jako przeszkody przeciwczołgowe i zasieki z drutu kolczastego.
Pomiędzy nimi była jałowa ziemia – bez żadnych roślin i miejsc do ukrycia – łatwa do obserwowania przez strażników. Ogrodzenia przedzielały również teren obozu. W każdym z rogów wybudowano 8-metrowe wieże strażnicze. Dodatkowe wieże wzniesiono także wokół południowej granicy – w pobliżu komór gazowych.
Obóz został podzielony na trzy strefy: obszar mieszkalny (Wohnlager), obszar przyjęć (Auffanglager) i obóz zagłady (Totenlager).
Obszar mieszkalny znajdował się w północno-zachodniej części obozu. Składały się nań koszary SS i strażników ukraińskich oraz budynki administracyjne – biura, zbrojownia, magazyny i warsztaty.
Kwatery mieszkalne esesmanów były skoncentrowane w jednym miejscu. W ogrodzonej części obszaru mieszkalnego – kwadracie 100 × 100 metrów – mieszkali więźniowie żydowscy.
Obszar przyjęć znajdował się w południowo-zachodniej części obozu i właśnie tam przyjeżdżały transporty Żydów. Był tam peron oraz 300-metrowa bocznica kolejowa. Na końcu toru znajdowała się drewniana brama otoczona drutem kolczastym przetykanym gałęziami. Z przodu peronu znajdował się duży budynek – tam magazynowano mienie ofiar. Z początku przy peronie i bocznicy kolejowej nie było żadnych znaków czy tablic, które wskazywałyby, że jest to stacja kolejowa. Te elementy – zegar, strzałki, rozkłady jazdy, fikcyjny bufet i napisy – powstały w późniejszym okresie istnienia obozu. Obok peronu, na północ od magazynu, znajdował się otwarty teren, a za nim „plac – rozbieralnia”, na który wchodziło się przez bramę. Przy bramie oddzielano mężczyzn od kobiet i dzieci. Po obu stronach placu znajdowały się dwa baraki. W tym po lewej stronie kobiety i dzieci rozbierały się i deponowały kosztowności. W prawym baraku rozbierali się mężczyźni. Dalej na południe znajdował się „plac – sortownia”, gdzie sortowano ubrania ofiar. Na jednym końcu placu – w południowo-wschodnim rogu obozu – znajdowały się duże doły dla tych, którzy zmarli podczas transportu.
Obszar eksterminacji znajdował się w południowo-wschodniej części obozu. Był to teren całkowicie odizolowany od reszty obozu. Całość miała wymiar ok. 200 × 250 metrów.
Komory gazowe stały wewnątrz obszaru eksterminacji w dużym murowanym budynku. Przez pierwsze miesiące działania były 3 komory gazowe – 5 × 5 metrów, na 2,6 metra wysokie. Następnie wybudowano 10 nowych komór gazowych z czerwonej cegły, znacznie większych – 7 × 7 metrów. W przybudówce przy budynku znajdował się silnik diesla, który dostarczał gazy spalinowe do komór gazowych oraz generator, dostarczający prąd do całego obozu.
Drzwi wejściowe do komór gazowych prowadziły do drewnianego korytarza. Każde z drzwi do komór miały 1,8 metra wysokości i 90 cm szerokości. Drzwi były zamykane hermetycznie od zewnątrz. W samych komorach gazowych – naprzeciwko drzwi wejściowych – były drzwi szersze (2,5 na 1,8 metra). One również były zamykane hermetycznie. Komory gazowe do pewnej wysokości były wyłożone kafelkami, a na suficie zainstalowano prysznice – wszystko po to, aby utrzymać wrażenie, iż jest to wyłącznie łaźnia.
Rury służyły do dostarczenia gazu do komór. Kiedy drzwi były zamknięte, w komorze gazowej nie paliło się światło. Na wschód od komór gazowych były ogromne doły na ciała ofiar. Miały 50 metrów długości, 25 szerokości i 10 metrów głębokości.
Do ich wykopania użyto koparek sprowadzonych z kamieniołomów obozu karnego w Treblince. Żeby ułatwić transport ciał do dołów, zbudowano tory kolejki wąskotorowej.
Ciała dowożone były do dołów wagonikami pchanymi przez więźniów. Na południe od komór gazowych postawiono barak dla więźniów, zatrudnionych na obszarze eksterminacji. Cały barak i malutki placyk przy nim był otoczony drutem kolczastym. Furta wejściowa znajdowała się naprzeciwko komory gazowej. W baraku znajdowała się również kuchnia i toaleta. W centrum obszaru eksterminacji wybudowano wieżę strażniczą i wartownię.
Nadzór nad obozem pełniło 20-25 funkcjonariuszy SS (Niemców i Austriaków) oraz 80-120 wachmanów Ukraińców. Więźniów do obsługi transportów i grabieży mienia, wyłapywano z transportów, każdorazowo około 700-800. Obsługę komór i palenie zwłok pozostawiono ok. 300 więźniom, oddzielonym od reszty. Wśród tych ostatnich rotacja była niesłychanie duża.
Komendantem był na początku doktor medycyny Irmfried Eberl, w sierpniu 1942 zmieniony na Franza Stangla. Od sierpnia 1943 do listopada 1943 (całkowitej likwidacji obozu) komendantem był Kurt Franz.
Gdy w połowie lipca 1942 roku obóz był już gotowy, w kierunku Treblinki ruszyły transporty kolejowe, wiozące ofiary. Pociągi zmierzające do obozu zagłady w Treblince zatrzymywały się na stacji kolejowej we wsi Treblinka, około cztery kilometry od obozu. Pociąg, zwykle złożony z około 60 wagonów, był tam dzielony na trzy części, które po kolei były wtaczane do obozu. Kiedy pociąg zbliżał się do obozu zagłady, z lokomotywy pchającej wagony wydobywał się głośny gwizd. Był to sygnał dla wachmanów Ukraińców, aby zajęli stanowiska wokół obszaru przyjęć i na dachach budynków, które go otaczały. Grupa esesmanów i pozostałych wachmanów Ukraińców zajmowała pozycję na peronie.
Pierwszy transport przywiózł Żydów z getta warszawskiego w III dekadzie lipca (najprawdopodobniej 23 lipca). A potem każdego dnia na rampę kolejową w Treblince przybywały kolejne pociągi, wiozące ludzi nie tylko z Polski, lecz z wielu krajów Europy. W Treblince Niemcy uczynili wszystko, aby oszukać, wprowadzić w błąd i ukryć przed ofiarami cel ich przybycia.
Deportowani opuszczali wagony, wychodzili na peron i przechodzili przez bramę na ogrodzony plac wewnątrz obozu. Przy przechodzeniu przez bramę kobiety były oddzielane od mężczyzn. Mężczyźni kierowani byli na prawo, kobiety i dzieci na lewo. Na dużej tablicy widniał w językach polskim i niemieckim:
Warszawscy Żydzi!
„…Jesteście w obozie przejściowym Durchgangslager, z którego będziecie przeniesieni do obozów pracy Arbeitslager. Aby zapobiec epidemii, musicie przekazać swoje ubrania i rzeczy do natychmiastowej dezynfekcji. Złoto, pieniądze, obce waluty i biżuteria powinny być oddane do depozytu w kasie, gdzie dostaniecie pokwitowanie. Będą oddane później po okazaniu pokwitowania. Dla czystości wszyscy muszą wykąpać się przed dalszą podróżą…”.
Niemieccy oprawcy przewidzieli w swych planach szczególną dbałość o mienie ofiar. Odzież, obuwie, futra, wartościowa biżuteria transportowane były do Rzeszy. Według posiadanych dokumentów kolejowych stwierdzono, że jedynie w dniach od 2 do 21 września 1942 r. z obozu w Treblince wysłano do Rzeszy ponad 200 wagonów zawierających buty i odzież. Mniej więcej co dwa tygodnie specjalne samochody ciężarowe wiozły do Rzeszy skrzynie z kosztownościami, złotem, biżuterią, walutami, zegarkami itp.
Kobiety i dzieci przechodziły do baraku po lewej stronie placu, gdzie rozbierały się przed pójściem pod „prysznic”. Ubrania musieli związać w tobołki. Przedmioty wartościowe oddawano w kasie do depozytu na końcu baraku. Sposób, w jaki przygotowano ubrania oraz zbierano depozyty, miał stworzyć złudzenie, że po kąpieli każdy dostanie swoje rzeczy i świeże ubranie z powrotem.
Mężczyźni zostawali na zewnątrz, dopóki kobiety i dzieci nie zostały zabrane „pod prysznic”. Kilkudziesięciu mężczyzn było wybieranych do pracy – musieli wyczyścić wagony, zająć się ubraniami i bagażem pozostawionym przez ofiary. Kobiety i dzieci były zmuszone do przebiegnięcia przez korytarz zwany „drogą do nieba” – była to ogrodzona ścieżka o szerokości około czterech metrów, która prowadziła do komór gazowych. Wówczas mężczyznom kazano się rozebrać, oddać rzeczy wartościowe i potem oni także byli brutalnie zapędzani do komór gazowych.
Gazem trującym był tlenek węgla, pochodzący z gazów spalinowych. Śmierć następowała powoli, przez około 10-15 minut i w straszliwych męczarniach. Zastosowanie gazów spalinowych do uśmiercania w komorach było bardzo wygodne z powodu łatwej dostępności paliwa i tanim dla Niemców rozwiązaniem, w przeciwieństwie do cyklonu B.
Czas od otwarcia wagonów do zamknięcia komór wynosił około 20 minut. W komorze gazowej więźniowie musieli stać z podniesionymi do góry rękami.
W ten sposób można było jednorazowo zmieścić większą liczbę ofiar. Na wierzch tej zbitej ludzkiej masy wrzucano malutkie dzieci. Gazowanie spalinami silnikowymi trwało około 25 minut.
Początkowo zwłoki zagazowanych ofiar wrzucano do dołów. Jednak po wykryciu przez Niemców zbrodni wojennych dokonanych na polskich oficerach przez Stalina, m.in. w Katyniu, Himmler wydał rozkaz wykopania i spalenia wszystkich zwłok w celu zatarcia śladów.
Wykopywanie i palenie zwłok trwało kilka miesięcy. Od tego czasu zwłoki zagazowanych ofiar były już na bieżąco palone. Kolumna robocza więźniów żydowskich przenosiła je na miejsce, gdzie zainstalowano specjalne ruszty z szyn kolejowych. Przekładano je drewnem i po oblaniu łatwopalnym płynem, podpalano. W 2-3 godziny po transporcie liczącym 2 tysiące Żydów komory gazowe były już wyczyszczone, ciała płonęły, ubrania były sortowane, a sztuczne zęby ze złota wyrwane. Dziennie Treblinka II mogła „przyjmować” nawet do 12-14 tysięcy osób.
Po buncie więźniów w sierpniu 1943 roku obóz zagłady w Treblince zaczęto likwidować. W listopadzie 1943 r. obóz już nie istniał. Komory gazowe zniszczono, pozostałe baraki rozebrano, zdjęto ogrodzenie. Teren obozu, kryjący prochy setek tysięcy ludzi, został przez Niemców zaorany i obsadzony łubinem.
W obozie Treblinka I pobyt skończył się śmiercią dla połowy więźniów, a dla wielu spośród pozostałych – przewiezieniem do innych obozów koncentracyjnych. W pierwszym okresie byli to Polacy, mieszkańcy powiatu sokołowskiego, później inni mieszkańcy t.zw. dystryktu warszawskiego.
Niezmiernie rzadko kierowano tu więźniów żydowskich, wyselekcjonowanych z transportów docierających do obozu Treblinka II. Przeciętna liczba więźniów przebywających w obozie wynosiła jednorazowo 1-1,2 tys. osób. Więźniowie pracowali w kopalni żwiru i na stacji w Małkini przy ładowaniu wagonów. Część więźniów zatrudniono w warsztatach obozowych, a kobiety w prowadzonym przy obozie gospodarstwie rolnym. Więźniowie pracowali w warunkach głodu i terroru. Przez obóz karny w Treblince przeszło ponad 20 tys. więźniów, przynajmniej 10 tys. zmarło z wycieńczenia głodowego, wskutek chorób, tortur lub została rozstrzelana. Wśród więźniów zdarzały się ucieczki pojedyncze oraz próby zbiorowego buntu.
Obóz zagłady Treblinka II funkcjonował krótko, bo od lipca 1942 do listopada 1943. Szacuje się, zginęło tutaj 800-920 tys. ludzi.
Według danych zawartych w telegramie przesłanym w styczniu 1943 r. do Adolfa Eichmanna przez Hermanna Höfle łączna liczba osób zamordowanych w Treblince na dzień 31 grudnia 1942 r. wynosiła 713 555.
Ofiarami byli w większości Żydzi z Warszawy, Białegostoku, Grodna, Kielc, Radomia, Łukowa, Częstochowy, Kozienic i wielu mniejszych miejscowości. Polscy Żydzi byli tu przywożeni w wagonach towarowych, transporty z Zachodu Europy nieraz odbywały się w pociągach osobowych, za zakupionymi biletami. Przywożono tu Żydów z Niemiec, Austrii, Bułgarii, Grecji, Jugosławii, Czech, Słowacji, Belgii i Francji. Obóz ten był ośrodkiem zagłady wyłącznie Żydów, poza dwoma czy trzema znanymi transportami Romów.
Życie więźniów Treblinki II, pracujących przy machinie zagłady, znamy z nielicznych relacji osób, które uciekły samodzielnie lub wydostały się podczas buntu, przede wszystkim ze spisanej i wydanej jako druk podziemny już w 1944 roku relacji Jankiela Wiernika „Rok w Treblince” oraz późniejszej Samuela Willenberga „Bunt w Treblince”. Więźniowie byli podzieleni na komanda robocze.
Mimo wyczerpania psychicznego, próbowali stworzyć ruch oporu. W sierpniu 1943 roku wybuchł tu zbrojny bunt więźniów. Nieliczni, którzy pozostali jeszcze przy życiu, zdołali dostać się do zbrojowni. Wyniesiono stamtąd broń: kilkadziesiąt karabinów, amunicję i granaty. Wybuchła strzelanina, która ogarnęła wkrótce cały obóz.
W trakcie powstania zginęło około 25 Niemców i 66 ukraińskich wachmanów - strażników oraz poległo około 800 więźniów żydowskich. Spalono większość pomieszczeń obozowych. Około 200 więźniom udało się uciec z płonącej Treblinki. Z tej liczby większość jednak poległa w czasie walki z niemieckimi żołnierzami, którzy ruszyli w pościg.
DOKUMENT PRAWDY
Edward Kopówka i ks. Paweł Rytel - Andrianik udokumentowali ofiarę ponad 310 Polaków (w tym 18 księży) z rejonu Treblinki, którzy oddali życie za pomoc Żydom, oraz dokonania 335 osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Nie wielu na Zachodzie i nawet w Polsce zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody przynoszą antypolskie wydawnictwa Jana Tomasza Grossa dla wizerunku Polski w świecie.
Niektórzy historycy zniechęcają się do podejmowania badań dotyczących relacji polsko-żydowskich w obawie, że ich ustalenia i tak nie przebiją się przez medialny zgiełk oparty na antypolskich stereotypach.
Tym bardziej cieszy wydana przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek książka "Dam im imię na wieki. Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów" (Oksford - Treblinka 2011), autorstwa Edwarda Kopówki, kierownika Muzeum w Treblince, i ks. Pawła Rytla - Andrianika, będąca rzetelnym studium historycznym ukazującym prawdziwy, zupełnie inny, niż wydawnictwa Grossa, obraz Narodu Polskiego.
Treblinka należy do jednych z najbardziej symbolicznych miejsc zagłady Żydów i Romów (ocenia się, że zginęło tam ponad 800 tys. ludzi). 1 września 1941 roku zapadła decyzja Niemców o powołaniu do życia obozu pracy Treblinka I, obozu przeznaczonego głównie dla Polaków.
Co ważne, Treblinka stała się też jednym z symbolicznych miejsc w ostatniej publikacji Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa”, w której stara się wykazać rzekome zezwierzęcenie okolicznej ludności, która jakoby obłowiła się na okradaniu ofiar Holokaustu, organizując tzw. złote żniwa. Niestety jego opis Polski i Polaków jest w świecie uznawany za prawdziwy.
Oczywiście nie tylko Gross przyczynił się do takiego obrazu Polski, wiele nieprzychylnych Polsce mediów wciąż powtarza rewelacje o "polskich obozach koncentracyjnych" i „nazistach”.
MUZEUM WALKI I MĘCZEŃSTWA W TREBLINCE
Wszystko to odbywa się na kanwie tzw. światowej polityki historycznej. Na tej płaszczyźnie toczy się dziś nieustanna wojna. Można to zaobserwować chociażby w kwestii stosunków polsko-rosyjskich (sprawa katyńska, kwestia jeńców sowieckich 1920 r. itp.), widać to bardzo mocno w sprawie obciążania winą Polaków za Holokaust.
Tymczasem publikacja Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytla – Andrianika jest niezwykle cennym źródłowym materiałem pokazującym zupełnie inny obraz społeczeństwa polskiego.
Rejon Treblinki nie był objęty szerszym zakresem działań Żegoty, tak więc pomoc Żydom, jaka tu była organizowana, miała charakter bardziej spontaniczny. Autorzy owej publikacji udokumentowali ofiarę ponad 310 Polaków (w tym 18 księży) z tamtego rejonu, którzy oddali życie za pomoc Żydom, oraz dokonania 335 osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Uznać należy , iż książka "Dam im imię na wieki" jest owocem niezwykle ofiarnej, kilkunastoletniej pracy badaczy.
Książka składa się z dwóch części - pierwsza zawiera listę osób z krótkim opisem charakterystyki pomocy. Druga część poświęcona jest szerszemu opisowi wybranych postaci. Na końcu autorzy zamieścili relacje świadków - byłych więźniów Treblinki I oraz okolicznych mieszkańców. Obszar badań dotyczył 15 powiatów będących w sąsiedztwie obozu.
Jak podkreślają autorzy, książka ta nie ma wymiaru polemicznego, ale ma charakter faktograficzny. Nie ulega jednak wątpliwości, że ciężar tych faktów skłania do refleksji polemicznych. Wszak autorzy zajęli się wyłącznie istniejącą wówczas działalnością ludności polskiej pomagającej Żydom z narażeniem życia własnego i rodzin.
Należy podkreślić, że prezentowane w publikacji materiały źródłowe zostały gruntownie zweryfikowane, choć autorzy nie zdołali wyczerpać wszystkich źródeł. W Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince jest jeszcze wiele materiałów nieopracowanych, które z pewnością dopełniłyby obrazu zaangażowania Polaków w pomoc Żydom w rejonie Treblinki.
Dokumenty przedstawione w książce "Dam im imię na wieki" mówią zatem z jednej strony o zagładzie ludności żydowskiej, ale z drugiej - o bohaterstwie tych Polaków, którzy oddawali życie, ratując Żydów. Mało kto dzisiaj wie, szczególnie na Zachodzie, jakie kary groziły Polakom za pomoc ludności żydowskiej i jakie ofiary poniesiono.
Na bazie rozporządzenia generalnego gubernatora Hansa Franka z 15 października 1941 r. przewidywano karę śmierci dla Żyda, który ucieknie z getta, ale taka sama kara groziła Polakom, którzy udzielali pomocy Żydom. Takiego prawa nie było w zachodniej Europie, a jednak skala pomocy dla ludności żydowskiej była w Polsce o wiele większa niż na Zachodzie.
Omawiana publikacja dowodzi jeszcze jednego, mianowicie tego, iż Polacy byli narodem, który obok narodu żydowskiego wycierpiał bodaj najwięcej w czasie II wojny światowej. Podkreślił to Papież Benedykt XVI, który pielgrzymując do Polski w 2006 roku, powiedział (w Auschwitz, 28 maja):
"Jan Paweł II był tu jako syn polskiego narodu. Ja przychodzę tutaj jako syn narodu niemieckiego i dlatego muszę i mogę powtórzyć za moim poprzednikiem: Nie mogłem tutaj nie przybyć. Przybyć tu musiałem. Papież Jan Paweł II pielgrzymował tu jako syn narodu, który obok narodu żydowskiego najwięcej wycierpiał w tym miejscu i ogólnie podczas wojny" (s. 32).
W świecie, w którym jest moda na antypolską historiografię, na kłamstwa w stylu: "polskie obozy zagłady", „naziści”, tego rodzaju prace dokumentacyjne jak książka Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytla - Andrianika mają o wiele większe niż doraźne znaczenie. Do nich można wracać po wielu nawet latach, gdyż prawda się "nie przedawnia". Przedawniają się zaś kłamliwe nowinki propagandowe. Dlatego każdy wysiłek badawczy pokazujący prawdę o tamtych czasach ma potężne znaczenie dla współczesnych i przyszłych pokoleń Polaków.
Tylko bowiem tak możemy uratować pamięć o naszych przodkach i tylko tak możemy uratować narodowy honor i dumę.
E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, „Dam im imię na wieki (Księga Izajasza 56, 5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Oksford - Treblinka 2011.
Dokumenty, źródła, cytaty:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NiebieskiArek dnia Pon 13:49, 23 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|